czwartek, 30 czerwca 2011

Prawda nas wyzwala

Kończy się czerwiec. Za kilka minut przeżyję kolejną rocznicę urodzin. Okrągłą.
Nie robię bilansów, nie zapisuję strat, sukcesów, porażek.
Myślę tylko o tym, że nie nauczyłam się radzić sobie z ludźmi.

Podobno prawda nas wyzwala. Tylko dlaczego musi tak cholernie boleć?

Znam prawdę, wiem jak się mają sprawy i wciąż przegrywam. Wiem kto mi zrobił krzywdę i nie umiem się obronić. Niezdarnie próbuję coś tłumaczyć, zastanawiając się jednocześnie czy powinnam rozmawiać. Może zostawić sprawy tak jak wyglądają? Pozwolić się toczyć ich biegowi? Znosić niesprawiedliwe osądy? Nie chcę wywołać kolejnej wojny, dąsów czy niedomówień. Nie chcę psuć innych relacji, nastawiać ich negatywnie do siebie nawzajem. Wciąż naiwnie liczę na to, że ktoś zwróci mi moją godność.

Boli tylko, że nikt nie zapytał mnie o to jak było. Że wydano wyrok na podstawie czyichś słów, że narosło potem wokół tego mnóstwo niesprawiedliwych, nieprawdziwych i obrzydliwych osądów i insynuacji. I tak to z domniemanego agresora stałam się ofiarą.

Myślę, że w jakiś sposób każdy z nas zawinił wobec siebie.
Przede wszystkim tym, że znając siebie nawzajem, pozwoliliśmy by narodziła się o nas nieprawdziwa opowieść.

Tylko że nigdy by do tego nie doszło, gdyby ktoś nie chciał mieć władzy nad nami wszystkimi i jednocześnie udawać przyjaciela wszystkich.

A tymczasem?
Wchodzę w kolejny rok życia.
Mówię sobie "wszystkiego najlepszego" i życzę sobie, by już nigdy nie przydarzyła mi się podobna historia, w której ktoś wykorzystuje mnie dla własnych, obrzydliwych celów.

wtorek, 28 czerwca 2011

Słowa, słowa

Mówienie jest przereklamowane. Pełno tego wszędzie.
Język ludzki jest siłą zdolną do wszystkiego. Pewnie się nawet nad tym nie zastanawiamy.
Po prostu mówimy i mówimy….

Wypowiadamy codziennie masę słów. Szafujemy osądami, rozdajemy wyroki, plotkujemy, oskarżamy.
Owszem – także podtrzymujemy na duchu, współczujemy, niesiemy dobre słowa.

Dlatego częściej wolę milczenie niż mówienie.
Wolę słuchać niż forsować swoje zdanie.
Wolę przemilczeć obelgę i osąd.

Nie moją sprawą jest osądzanie czy pochopne wyciąganie wniosków na podstawie zachowań.
Człowiek jest tajemnicą, a ja nie znam tego co kryje się w jego sercu i przeszłości.
Liczą się dowody.
I jeszcze intencje z jakimi ktoś coś robi.
Albo mówi.

Dlatego wolę milczeć.
Bo człowiek jest tajemnicą.

sobota, 25 czerwca 2011

Zmęczenie

Jestem potwornie zmęczona po kilku dniach pracy i po rozmowach z ludźmi. Po zmianach, które z mojego punktu widzenia są źle przeprowadzone i nie do końca przemyślane.
Moje serce i dusza ledwo sobie radzą z natłokiem cudzych emocji, żali, buntu i niezgody. Nasłuchałam się tego tyle, że mój osobisty garnek wykipiał. Chyba rozlała się we mnie gorycz i ogromne zniechęcenie.

Nie wiem co z tym wszystkim zrobić. Nie wiem jak mam reagować. Wysyłam ludzi, żeby rozmawiali ze sobą nawzajem, mówili o tym co boli i szukali rozwiązań.
Ale przecież lepiej powiedzieć komuś "trzeciemu", że ten "drugi" jest obrzydliwy. Do tego nie trzeba odwagi.

Jestem tym bardziej zmęczona, że przeżyłam dziś ogromnie stresującą rozmowę z kimś, z kim od dawna powinnam rozmawiać zamiast wypisywać się tutaj.

To były najdłuższe godziny.
Wypowiedziałam mój ból i żal. Powiedziałam o tym, że wiem jak zostałam wykorzystana, że postąpiła wobec mnie obrzydliwie. Zapytałam dlaczego i usłyszałam tylko że: ‘bo ja myślałam, że to prawda’.
Jak tak można? A ja myślę, że wokół mnie żyją sami złodzieje!
Jak można myśleć, że coś jest prawdą jak nią nie jest?

Dlaczego mnie nie zdziwiło, że zaraz potem próbowała całą winę przerzucić na swoją drugą koleżankę.
Jak bardzo boimy się przyznać do winy, a nie boimy się dokonywać faktu krzywdy na innych.

Czuję że po raz kolejny rozpadłam się na najmniejsze drobiny. Mój wewnętrzny elektromagnes skupiający mnie w całości po prostu wysiadł.
Walczy we mnie gniew, agresja, złość, smutek.
Czuję się po raz kolejny tak, jakby ktoś zdarł ze mnie całą niewinność.

Chciałabym po prostu znaleźć jakieś
ramiona, które przytuliłyby mnie nie pytając o nic. Chciałabym już nigdy nie musieć o tym rozmawiać. Chciałabym po prostu zapomnieć.
To całe rozmawianie wydaje mi się tak samo obrzydliwe jak to czego doświadczyłam.

Nie wszczynam kolejnych wojen. Nie tłumaczę się. Nie dochodzę swego. Tylko relacji mi żal.
Nic to. Zbieram się do kupy. Będę dalej pracować, rozmawiać, przyjaźnić się, życzliwie podchodzić do ludzi.
Mam tylko ogromną nadzieję, że kiedyś zwycięży moje prawdziwe ja i że ktoś, kto mnie zna po prostu nie uwierzy w to wszystko, przyjdzie do mnie i wspólnie się z tego pośmiejemy.

wtorek, 21 czerwca 2011

Dziecko [1]

Dziecko znów chowa się przed światem. Nie chce być po raz kolejny wykorzystane i zranione, dlatego odsuwa się i znika pierwsze. Jego naiwność i ufność jest ogromna. Przebija je tylko wrażliwość dziecka. Ciągle próbuje dźwigać ciężar cudzej odpowiedzialności i cudzego poczucia winy. Nie umie się bawić. Nie potrafi zadbać o siebie, bo ciągle bardziej myśli o innych niż o sobie.

Tak naprawdę nie musi się chować. Jest schowane i ukryte przed wzrokiem innych już od dawna. Nie może się poruszyć, bo może stać się przyczyną cudzego niezadowolenia. I cudze niezadowolenie może przez dziecko zranić kogoś innego. Dziecko nie może płakać. Musi być silne i odpowiedzialne. Musi stosować się do wszystkich norm, bo jak wywoła kolejne niezadowolenia, to będą kolejne problemy.

Dziecko jest grzeczne. Ale nawet jak jest grzeczne, nie daje nikomu zadowolenia. Nauczyło się chować swoje sprawy do tornistra i o nich nie mówić. Dziecko nie ma swoich spraw i lepiej żeby o nic nie pytało. Wszyscy wiedzą, że można prosić dziecko o cokolwiek. Nie odmówi. Chętnie pomoże nie myśląc o swojej korzyści. Nie prowadzi swoich gier. Nie wykorzystuje. Stało się ciche i bezwolne. Coraz bardziej zamknięte. Dziecko nauczyło się chronić przed sobą innych. Zamieniło codzienność w pozory, żeby nikt nie myślał, że jest nieszczęśliwe i nie poczuł się z tego powodu źle.


Znajdź to dziecko.
Odbuduj ścieżki jego życia.
Wzmocnij.
Niech nie boi się ran, których życie jest pełne.

sobota, 18 czerwca 2011

Głowa pusta

Lubię piątkowe wieczory. Jakimś cudem czas płynie wolniej. Myśli same się mniej myślą. Życie się ucisza. Zostawiam za sobą tydzień, mimo, że w weekend będę pracować.

Chciałabym napisać coś mądrego, pouczającego, wartościowego… Ale głowa odmawia mi posłuszeństwa. Zostawiłam za sobą hałas, ciągi informacji, emocje. Pływam gdzieś w muzycznych przestworzach próbując napisać coś co miałoby ręce i nogi.

Może dam sobie spokój. Poprzebywam trochę w bezmyślnych przestworzach i spróbuję nabrać sił do sobotniego poranka.

Chciałabym obudzić się jutro i mieć w głowie jasność. Jasność tego jak mam postąpić i się zachować.
Chciałabym dostać jutro swój cud na który nie zasługuję, ale bardzo potrzebuję.
Chciałabym pobujać w przestworzach prostej radości i ufać jak jeszcze rok temu.

Chciałabym.

Wiem, ze na pewno dostanę jutro swój zapach porannej kawy i kilka chwil ciszy, żeby wessać w płuca powietrze i na przekór wszystkiemu ruszyć znowu w swoją dal.

środa, 15 czerwca 2011

Przywróc mi Panie...

...siłę zamyśleń skupionych
gdzie mimo trwóg świadomość –
ręce są jak dzwony
poważne, morzem brzmiące, a światem serdeczne,

co choć w nim, to ponad nim blaskiem – ostateczne.

KK Baczyński

Dziwnie często towarzyszy mi ta myśl.

Tak bardzo tęsknię za licealnymi czasami. Za tą niezwykłą świeżością poszukiwania wiary. To było czyste i ożywcze. Nawet błędy wyglądały wtedy inaczej. Dziś – z perspektywy czasu – wiem że bardzo odeszłam od tamtej świeżości wiary. Kiedyś było we mnie tyle zachwytu i kontemplacji. Chodzenia dłuższą drogą na uczelnię, żeby tylko wstapić na prostą modlitwę. Pobyć w ciszy. Znaleźć się w sercu Boga.

Dziś jestem rozdarta.
Pomiędzy tym czego doświadczyłam, a pomiędzy tym wszystkim co jest we mnie brakiem. Błądzę nie umiejąc odróżnić rozmaitych cieni przemykajacych się przez życie.
Brakuje mi prostej mądrości, której więcej bylo we mnie kiedyś niż dziś.

Doświadczyłam ogromu Bożej miłości. Tego nie da się niczym ogarnąć i opowiedzieć. To się wie głęboko w sercu i ma się tę pewność. Każdy strzępek mojego doświadczenia, każda przygoda, każde wydarzenie zawierało w sobie Bożą rękę. Dziś to wiem. I jeżeli komukolwiek mogę dziś wierzyć i ufać – to własnie Jemu.
Ale moje całe jestestwo jest głęboko zranione. Moja rana nie pozwala mi normalnie egzystować. Przyjmować oczywistości działania Boga. Nawet modlić się.

Przez te lata nie zdołała się zagoić moja rana, która czasami milczy, a czasami krzyczy.

I pozostaje niemożność, niemiłość, niedomaganie, niezaufanie.

Tak bardzo pragnę powrócić na tamten brzeg, przy którym spotkałam rozdającego rybę i łamiącego chleb Boga.

Mój kark jest twardy, dusza harda, a serce popękane.

wtorek, 14 czerwca 2011

Port przyjaźni

Pamięć wciąż robi mi psikusy. Czytam książkę i nagle staje mi przed oczami obraz sprzed półtorej roku. Jest realny i żywy jak wówczas. Towarzyszą mi te same uczucia. Ten spokój rozlewający się w całym ciele – jakbym nagle przybiła do portu. Jakbym znalazła swoje miejsce i swój dom.

To dziwne – ile mogą zrobić cudze ramiona, które przygarniają w najbardziej nieoczekiwanym momencie. Kiedy nie spodziewasz się niczego więcej niż tylko koleżeńskie "będzie dobrze". Dostajesz nagle swój ósmy cud świata i myślisz, żeby ta chwila trwała wieki. Żeby się nigdy nie skończyła. Chcesz tak pozostać do końca świata i jeszcze dłużej potem.

Nie ma nic lepszego niż akceptujące ramiona, które mówią ci więcej niż najlepsze na ziemi słowa.

Właśnie dlatego lubię z Tobą milczeć mój przyjacielu, bo nie umiem ubrać siebie w słowa. Cokolwiek wyszłoby z moich ust byłoby marnym odzwierciedleniem tego co chcę powiedzieć naprawdę. Wolę jak mnie przytulasz i wolę Ciebie przytulić. Wtedy wszystko staje się jasne i każdy z nas znajduje swój port i swoje miejsce.

poniedziałek, 13 czerwca 2011

Witaj w moim świecie

"Witaj w moim domu, przyjacielu
Szukałeś dróg, wciąż gnałeś gdzieś po świecie
By ot tak na wszystkie swe pytania
Odpowiedź znaleźć dziś w naszej rozmowie

Gdy nadejdą gorsze dni
Razem łatwiej je przetrzymać
Nucąc melodię co wnet największą z trosk
W pogodną zmieni myśl
Gdy będziesz przy mnie obok"

Edyta Bartosiewicz

niedziela, 12 czerwca 2011

Chodzenie po ziemi

Wciąż myślę o zdradach, mąceniu, krzywdzie…
Próbuję z całych sił się zbierać w sobie i iść dalej. Przyznam, że słabo sobie radzę. Jest mi po ludzku ciężko.

Zastanawiam się po co to człowiekowi? To nieustanne dążenie do udowodnienia innym, że są gorsi, szukanie dziur w całym, interpretowanie zachowania na swoją modłę.
Czyż nie oceniamy innych przez swój pryzmat? Złodziej będzie we wszystkich widział złodzieja. Jeśli ktoś mąci między ludźmi – będzie uważał że wszyscy tak robią.
Czy można spojrzeć na człowieka nie przez "swój" często pokręcony sposób myślenia?
Czasami kłamię – ale to nie oznacza, że wszyscy tak robią.
Czasami mam dość i padam na przysłowiowy pysk – ale robię to po swojemu. Ktoś inny padając na pysk – pada na swój sposób. Jesteśmy podobni – ale nie tacy sami, bo posiadamy różny bagaż doświadczenia. Możemy się nim dzielić i rozumieć, ale nigdy nie będzie takich samych ścieżek do pokonania.

Nigdy bym nie pomyślała, że jeśli patrzę na swoją komórkę – to oglądam fiuta jakiegoś faceta. A właśnie niedawno się dowiedziałam, że cyt: "patrzyła na tę komórę jakby jego fiuta w niej wypatrzeć chciała".

Nie wiem czy się śmiać czy płakać.

Odkrywam celowość działania – bycie jednocześnie w kontrze przeciw wszystkim i udawanie koleżanki ze wszystkimi. Ileż strasznych masek trzeba ze sobą nosić! Ileż trzeba udawać!
Gdybym umiała interpretować zachowanie innych ludzi z mrugania powieką – zarabiałabym mnóstwo kasy.

Niepojęte.

To straszne tak marnie wieść swoje życie, żeby czuć potrzebę zajęcia się cudzym z jak najgorszej – i przekłamanej strony.