piątek, 18 lutego 2011

Milczenie jest złotem

Prawie miesiąc milczenia.
Tylko dlatego, że nie można napisać czegoś czego nie można napisać, a co czasem aż krzyczy.

Zastanawiam się często, czy przez to, że nie wypowiadam na głos różnych rzeczy teraz – nie zacznę do siebie gadać na starość. Mam nadzieję, że nie.

Czasami po rozmowie z ludźmi czuję się zbrukana. Jakby ktoś wylewał na mnie wiadro pomyj i prowadził mnie wprost w błoto. Niesmak i ogromny niepokój.

Właśnie tak czuję się po niedawnej rozmowie z jedną z koleżanek.
Palą mi się wszystkie lampki dookoła głowy. Tym bardziej zamykam się w środku i ucinam. Omijam z daleka tematy, które są sztucznie podsycane. Nie chcę nic wiedzieć. Nie chcę znać jej interpretacji. Nie chcę być wciągana w kombinatorstwo i złośliwości.

Jestem tylko zła na siebie, że daję się podejść i wkręcić. Rozsądek krzyczy: uważaj!
Staram się złagodzić ton wypowiedzi, tłumaczyć, prosić o zostawienie, nie interpretowanie na swój sposób.
Słyszę tylko, że chodzi o potwierdzenie. Żebym powiedziała "tak" na natrętne pytanie: "ale czy uważasz że nie mam racji?".
Bronie się przed takimi kategorycznymi stwierdzeniami.
Dostało się i mi. W zakamuflowany sposób. Rękami innych ludzi. A ja wiem, że źródło tkwi w tym, że dla mnie świat i ludzie wyglądają inaczej niż dla niej.
Nie pomogły nawet żarty na "rozbrojenie" sytuacji.
No i znów czuję się winna. I znów mogę o sobie powiedzieć: głupia i naiwna.