poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Tyle słów...

Słowa, słowa, słowa...
Czasami potrafię ich wypowiedzieć mnóstwo.
Czasami chcę coś powiedzieć i brakuje mi ich.
Czasami jedno słowo zdradzi ze mnie więcej niż wymowne milczenie.

Mam wielki szacunek do słów, choć zdarza mi się ich nadużyć, powiedzieć coś czego żałuję, wycisnąć spomiędzy ust przekleństwo czy wypowiadać je w emocjach.
Mam właśnie taki czas ostatnio, że emocje biorą nade mną górę. Nie zawsze zdążę się schronić w bezpieczne miejsce, gdzie mogę je spokojnie z siebie wypuścić i z przerażeniem odkrywam, że sama dla siebie stanowię arenę walki na słowa.

Chciałabym, żeby ten sztorm już minął.


Sok z żurawiny, który sączę z mojego śmiesznego kubeczka ma dziś wyjątkowo cierpki smak. Deszcz wciąż pada, tęsknię za czymś nieodgadnionym, serce znów wywija koziołki, a dusza potrzebuje czasu.
Cóż... Kolejne rozczarowanie za mną.




niedziela, 19 sierpnia 2012

Długi spacer

Lubię wieczory. Kiedy wszystko spowalnia swój rytm i poddaje się nadchodzącej nocy.

Czuję się dziś zdecydowanie lepiej niż w piątek, kiedy dopadła mnie melancholia.
Dlatego niewiele myśląc - ominęłam w sobotę pracę szerokim łukiem - i zrobiłam sobie zarówno wczoraj jak i dziś pieszą wycieczkę.
Wycieczkę-ucieczkę od snujących się we mnie myśli.

Ucieczka trwała sumie 40 kilometrów. Jeszcze do teraz czuję prawie każdy mięsień w nogach. Dobrze było poczuć zmęczenie i krople potu przesuwające się po ciele. Były tak oczyszczające, że zabrały ze sobą smutek, złość, gniew i resztki niepokoju.

Przyglądam się ciemniejącemu niebu za oknem i myślę o rozmaitych ciemnościach, które od czasu do czasu nas dopadają. Nikt nie jest od nich wolny.
W sumie tak myślę, że w życiu nie o to chodzi, co i jak nas spotyka czy dotyka, ale o to, jak to wszystko przyjmiemy. To jest coś co nas określa. Jakiś rodzaj klucza do nas samych. Klucz zrozumienia, akceptacji, pozwolenia sobie na przeżycie całego szeregu emocji, wyrażenia tego co i jak się czuje.

Chciałabym już siedzieć głęboko we wrześniu. Niech sierpień już się w końcu skończy - to być może skończy się najbardziej stresujący miesiąc.  I może ja w końcu nieco odsapnę.


piątek, 10 sierpnia 2012

Wszystko takie....

Dni wciąż umykają. Jeden za drugim.
Liczę je w wyjątkowy sposób, bo i wyjątkowe rzeczy mi się przydarzyły.
Chociażby wczoraj.
Pomost wysunięty w niewielkie jezioro i odbijający się w wodzie zachód słońca.
Świat potrafi być taki mój i taki bezpieczny.

Myślę, że znów coś się we mnie kończy i coś zaczyna. Chciałabym na dobre rozstać się z rozczarowaniami, przywrócić jakiś balans, który zatrzyma mnie przed kolejną przepaścią.
Czasami myślę, że mogą to zrobić najprostsze rzeczy, które mamy - takie jak życie. 

Zastanawiam się czasami gdzie jest ten punkt w życiu, w którym się mówi, że wszystko już za nami i jedyne na co czekamy - to tylko powolne dogorywanie. Widzę czasami młodych starców pogrążonych w rozpaczy niekochania. Są tak poranieni, że miłość jawi im się jako zagrożenie dla nich samych. Wolą skazywać się na bez-relacyjność i bez-miłość, bo tylko to sprawi, że będą mieli poczucie kontroli pozostałej reszty swego świata.

Wiem coś o tym. Czasami wydaje mi się że znam każdą samotność. Jej przestrzeń, głębię, temperaturę...

Tak. Przetrwałam. Zamykając w sobie braki, które będąc obiektywnie najpiękniejsze stały się agresorami.

Braki czynią nas tym kim jesteśmy naprawdę. Możemy ukrywać się pod maską pozorów, pod płaszczem obojętności czy pod wyuczonym dystansem. Natomiast każdy brak upomni się o swoje, a uratować nas może to, przed czym paradoksalnie uciekamy.

Miłość.

Dziwne prawda? Ale myślę, że tak jest. Że to ona nas ratuje przed nami samymi, przed tym całym światem szaleństw, w których czasami tylko śmiech pozwala mi pozostać przy zdrowych zmysłach.

Paradoksalne jest to jak bardzo to co cię zraniło, a właściwie brak, który wywołał zranienie -  może cię uleczyć.

Dzięki niej wszystko staje się proste w swym skomplikowaniu, choć jednocześnie skomplikowane w swej prostocie. 

Konia z rzędem temu, kto mnie zrozumie, a na swoje usprawiedliwienie mogę tylko dodać, że już późna pora i dość mocny tydzień za mną.