wtorek, 6 maja 2014

Układając niepoukładane



Sklejam tę notatkę dobry miesiąc i jakoś nie mogę przysiąść, żeby ją zakończyć i opublikować.
Kręgosłup daje mi się we znaki i posiedzenie dłuższe przy laptopie powoduje że muszę się nieźle rozkręcić, żeby potem nie skręcało mnie w różnych kierunkach. Pod koniec stycznia zaliczyłam SOR w związku z odcinkiem lędźwiowym tegoż kręgosłupa. Tak mnie skręciło w pracy, że ani wstać, ani usiąść, ani stać… Ległam więc na podłogę, a stamtąd zabrali mnie panowie w pomarańczowych mundurkach. Nie powiem – perspektywa niemożności podźwignięcia się na własne nogi dała mi do myślenia. Zaliczyłam przy okazji pierwsze w zawodowej karierze L4 i zastrzyki w liczbie 20. Było-minęło i niechętnie wracam do tamtych chwil, ale ulotność tego co nazywany zdrowiem dalej kręci mi się po zwojach mózgowych.

W pracy na tyle znów się poukładało, że już się nie wściekam rano jak się budzę. I pędzę każdego ranka, żeby zdążyć ze wszystkim. Taka praca z zegarkiem w ręku. Na godzinę, żeby wszystko zmieścić, a jak za mało – dołożyć z pustego. Iście salomonowo….  Poza tym cieszy mnie maj – choć roboty nie zabraknie

Poza tym przygarnęłam kota – przybłędę, który ledwo przetrwał zimę, ale znajomy weterynarz doprowadził go do stanu używalności i już u mnie został. Tak się razem docieramy do dziś, a i radości z tego docierania sporo jest. Myślę o tym, żeby owinąć siatką balkon, żeby mógł sobie pogrzać się w pełnym słońcu a nie zza szyby.

Co jeszcze? Jakoś opornie idzie mi wyciąganie roweru, chodzenie na basen, zepsute auto już drugi miesiąc patrzy na mnie z wyrzutem żeby coś z nim zrobić. Na razie zbieram siły na prozaiczne rzeczy i zostawiam powyższe sprawy lepszym dniom.

Lato przyjdź! Wiosną nie przybyło mi tak oczekiwanych sił. Omiatam wokół swój bałagan i świadomie nie wchodzę tam, gdzie jeszcze jest tak ciemno i zimno.