czwartek, 20 czerwca 2013

Witaj nieznajomy....

W momencie, jak Ci się wszystko rozsypuje,
żebyś sobie potrafił powiedzieć:
Właśnie rozpoczyna się największa jazda mojego życia.
o. Adam Szustak OP


Ostatnio gdzie się nie rozejrzę - tam trafiam na słowa, które wchodzą w głębsze warstwy mojej skóry.

Przeczytałam niedawno książkę - wywiad z jednym z księży któremu wieszczono, że będzie karykaturą księdza. 
Szału nie ma - jest rak...
książka tak mocna i szczera, że aż gdzieś w środku wszystko budzi się do życia, mimo iż tematyka dotyka cierpienia i umierania. Czytanie tej książki to nie tylko dotykanie faktury ludzkiej skóry, ale wchodzenie w głębsze jej warstwy. To jest jak trzymanie się w kupie, gdy wszystko rozpada się na kawałki. Jak rozumienie wszystkich emocji, które nie są do rozumienia tylko do przeżycia.
Ks. Jan Kaczkowski, bo o nim mowa, mądrze dotyka spraw życia i śmierci. Pewnie dlatego, że sam stoi na tej granicy.
Nie powiem nic więcej - warto przeczytać.  


A to moja najnowsza inspiracja - czyli niesamowity debiut Dawida Podsiadło.
Nie mogę przestać słuchać tej płyty.... 

wtorek, 23 kwietnia 2013

Drugi syn

Odgrzebałam stary, niepublikowany wpis. Sprzed prawie dwóch miesięcy, kiedy jeszcze Wielki Post zaledwie zaglądał do okien, a ja zastanawiałam się nad kilkoma sprawami.

Odkurzam go, bo nawet i dziś kiedy już po-Świątecznie i wiosennie, wciąż nie znajduję odpowiedzi. Może jest za blisko i dlatego nie umiem jej zobaczyć?

Oto on. Napisany w III niedzielę Wielkiego postu.



Myślę sobie....
Nie wrócę jeszcze do domu, pójdę na spacer. Przejdę się, oczyszczę umysł, pozaglądam w głąb siebie, dojdę do siebie po kiepskich kazaniach pasyjnych, które od trzech tygodni wysłuchuję podczas Gorzkich Żali. Pójdę przed siebie i zastanowię się nad tym, co mnie w środku uwiera, czego nie do końca umiem nazwać po imieniu. 

Ostatnio myślę o Drugim Synu. O tym synu z przypowieści, który wyrzucił Ojcu: "Oto tyle lat ci służę i nigdy nie przekroczyłem twojego rozkazu; ale mnie nie dałeś nigdy koźlęcia, żebym się zabawił z przyjaciółmi. Skoro jednak wrócił ten syn twój, który roztrwonił twój majątek z nierządnicami, kazałeś zabić dla niego utuczone cielę".

Zastanawiam się... co się stało - że mimo miłości Ojca - nie czuł się dobrze w Jego domu.

Nie czuł na sobie bezinteresownej miłości, choć miał ją tak blisko. Dlaczego stał się wyrobnikiem? Dlaczego nie uważał się godnym tej miłości, tylko chciał na nią zasłużyć? Tak ciężko pracował. Wypełniał obowiązki. Wkładał mnóstwo wysiłku, żeby wszystko działało bez zarzutu. 
Syn i Ojciec - więź tak bliska, a jednocześnie tak daleka...

Niby jesteś blisko, a wszystko Cię uwiera w tej relacji.
Niby dostajesz za darmo, a ciągle chcesz dowieść że jesteś godzien tej miłości.
Niby wszystko jest ok, a nie umiesz już rozmawiać.
Niby miłość ma Cię karmić, a ciągle głodujesz...
Niby blisko, a tak daleko....


Gdzieś, kiedyś... bardzo dawno temu - wyczytałam, że miłość jest kluczem życia i że mamy ją w Ojcu na wyciągnięcie ręki. 
Nikt nam tylko nie wyjaśnia, co to znaczy bezinteresownie, tak po prostu, zwyczajnie.
Tylko wciąż każe nam zasługiwać.



piątek, 25 stycznia 2013

Puste strony

Mogłabym każdego dnia zostawiać puste strony.
Taki znak, że wciąż jestem, że moje życie się toczy, że coś się w nim dzieje, że każdego dnia w mojej pracy tętni życie, że dzwonią telefony i słyszę znajome głosy, że palce stukają w szybkę telefonu odpisując na sms-y i że...
tylko tak trudno ubierać mi moje myśli w słowa.
Jakby nie chciały dać się spisać w ciąg zdań,
jakby nie chciały nazywać tego co głęboko,
albo bały się nazywać rzeczy po imieniu.

To dlatego tyle tu pustych stron dni, w których tyle się dzieje.
Niemoc tym głębsza, im większe pragnienie napisania opowieści codziennej.


Dlatego zasłuchuję się w cudze słowa pozwalając otulać się  nimi i grzać jak herbatą z malinami w taki zimny dzień jak dziś.

I tak szukając niespiesznie właśnie TAKI wiersz wyśpiewał mi do ucha Krzysztof Napiórkowski. Znów się zasłuchuję w prostocie słów wypływających z głębin i dających się zapisać tak, że ma się wrażenie że zapisało się go samo.
Dziwne.
Naprawdę nikt nie jest samotną wyspą, skoro jeden wiersz mówi do wielu i wielu bierze go za swój.
 
Panie wiotkiej trzciny
i rozłożystego dębu
który wybierasz dla nas
ścieżki najbardziej kręte
który posyłasz w drogę
dając tylko starą busolę słońca
i kilka znaków na mapie serca
zapamiętanych jeszcze w dzieciństwie
nadal nie rozumiem
dlaczego

przecież zwycięstwo dębu jest tym większe
im więcej poranionych konarów
więc odpuść mi
choć tak trudno odpuszczać


Paweł Szydeł