Patrzę na zachmurzone niebo i odliczam godziny do zakończenia "zimnej Zośki". Tylko zdrowy rozsądek trzyma mnie przy życiu i żarty, z których mogę pośmiać się do rozpuku.
Tyle się ostatnio wydarzyło, że nie mam gdzie upychać wspomnień z ostatnich dni.
Myślę o tak błękitnym niebie, od którego trudno byłoby odwrócić wzrok, i w które moglibyśmy się patrzeć i zapominać o tym co nas ciągnie na ziemię, pochyla, przewraca...
Chciałabym mieć wokół siebie tyle czystej zieleni, żeby nie bać się po niej chodzić na bosaka.
I żeby padał tak ciepły deszcz, żeby nie trzeba było nosić ze sobą parasola...
Pytam o miejsca, z których nie chciałoby mi się wracać do domu...
Tak mi się zamamiło to i owo...
Ktoś może powiedzieć, że to ucieczka od starych miejsc, a ja mówię, że to prosta chęć budowania nowych.
albo tęskna za niebem...:) rut
OdpowiedzUsuń