Brodziłam dziś w „ciapkowatości” mokrego śniegu. Niby zima, ale
jednak niezima. Moje miasto już nie urzeka pięknem światełek i nie
zapowiada świecących niespodzianek. W drodze do pracy przypominam sobie
mój dziecinny park jesienią, w którym liści spadało z drzew tak dużo,
że można było się w nich schować, zakopać i brodzić…
Dziś brodzę po moim zimowo-niezimowym mieście przeskakując kałuże,
uważając na lód, zakopując się w śniegu… Tak – czas płynie z prędkością
światła. Jeszcze nie tak dawno mój dziecinny park jesienią, a teraz
trochę smutne miasto. Jeszcze nie tak dawno choinkowe światełka,
radosna Epifania, a tu już Jezus pozwala się ochrzcić w wodach Jordanu i
zbiera uczniów… Kiedy On zdążył dorosnąć?
Można przegapić czas dorastania jeśli wciąż tkwi się w kołysce.
Czas płynie z prędkością światła. Już zmierzch dawno osiadł mi na
powiekach, a jutro znów wstanie kolejny świt. Pomiędzy zmierzchem a
świtem wiele się znów wydarzy. Doczytam kolejne linijki pasjonującej
lektury, coś popiszę, przez głowę przebiegnie mi stado myśli, zapłacze
za ścianą dziecko sąsiadów, a padający nocą śnieg na chwilę przykryje
brzydotę „ciapkowatości”.
Ps. Coś na dobranoc :)
Rosi Golan – everything is brilliant
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz