Mieliśmy dziś w pracy istny najazd dzieci. Przedszkolaki – starszaki
śpiewały piosenki i deklamowały wiersze. Naprawdę niezłe widowisko.
Patrzyłam na nie. Nie miały oporów, żeby się nawzajem przekrzykiwać,
udowadniać kto ma lepszą zabawkę czy jaka bajka jest fajniejsza. Jeden
z chłopców miał składaną – chyba z klocków lego – postać żołnierza.
Składał go i rozkładał przekrzykując się z innymi dziećmi.
Kiedy wróciłam przed swój komputer pomyślałam, że historia układania
swojego świata zaczyna się już od dziecka – na przykład wtedy, kiedy
po raz pierwszy dostajesz klocki. Zaczynasz budować: zamki, domki,
piramidy, różne kształty. Stawiasz. Kleisz. Myślisz. Obliczasz. Tu
okno, tam drzwi, tu baszta, tam zwodzony most. Tu jakaś postać. Super
zabawa. Rozwija wyobraźnię. Daje poczucie bycia kimś ważnym – małym
architektem wyimaginowanego świata, w którym tworzy się budowle na
miarę XXX wieku, toczy bitwy ze smokami i złymi rycerzami i zawsze
wygrywa budując nowe, lepsze światy.
Czasami jako dziecko zamiast drewnianych czy plastikowych – dostajesz
do ręki swoje życie. W klockach do ułożenia. Musisz sobie poradzić.
Coś po drodze nie zadziałało i wszystko się rozsypało. Każdy z z
klocków to inna historia – ma inny kolor i kształt. Masz za zadanie
ułożyć je na nowo, a życie wciąż dosypuje ci nowe szczegóły.
Zaczynasz je układać tak jak w zabawie z prawdziwymi klockami. Tylko
tym razem jest inaczej. Nie ma wyimaginowanego, baśniowego stwora,
smoka i złych rycerzy. Są realne zagrożenia, otrzymujesz rzeczywiste
razy. Uczysz się kilka razy szybciej i rozwijasz inne zdolności w walce
z rycerzami ciemności. Po jakimś czasie udaje ci się wznieść całkiem
niezłą warownię. Już nie pada tak łatwo pod naciskiem obcej armii.
Uczysz się technik wojskowej obrony, planujesz z rozmysłem każdą akcję i
stosujesz do niej odpowiednią taktykę działania. Wystawiasz
wartowników i budujesz kolejne zabezpieczenia. Tu baszta, tam zasieki,
drut kolczasty i strażnicy poustawiani co pięć metrów. W międzyczasie
uczysz się technik samoobrony i czujesz się jak nieźle wyszkolony
wojownik zdolny podjąć każde wyzwanie.
Z czasem zaczynasz nadbudowywać i zabezpieczać się, aż stajesz się więźniem własnej budowli.
Taki mur staje się drugą skórą chroniąca przede wszystkim świat
emocji. Nic nie czuć – to jest łatwe i bezpieczne. Naprawdę. Super
atrakcyjna opcja, kiedy to, co możesz czuć, albo to na co możesz sobie
pozwolić żeby czuć – jest po prostu do bani.
Bycie rozważną i przewidującą to nic złego. Tak samo jak
zastanawianie się nad wyborami, zachowaniem, relacjami czy nad
wypowiadanymi słowami. Prawda.
Prawdą jest też to, że każdy centymetr zbudowanej warowni może
trzymać z daleka ból, cierpienie i strach jak również prostą dobroć,
serdeczność i… zwyczajną miłość.
Rozebrać swoje zamczysko oznacza na nowo zaakceptować istnienie
emocji i nauczyć się przyjmowania bólu, akceptowania zarówno swoich jak i
cudzych niemożności. Pozwolić sobie na okazanie słabości i nauczyć się
prosić o pomoc.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz