poniedziałek, 19 września 2011

Pejzaże

Prawie miesiąc milczenia. Potrzebowałam tego czasu, żeby poukładać hiszpańskie pejzaże, poradzić sobie z nerwową sytuacją w pracy, przemyśleć kilka rzeczy i w końcu uporać się z przyjaźnią, która była, a której już nie ma.

Powracam do pisania – moi blogowi przyjaciele – które w jakiś przedziwny dla mnie sposób układa moje poplątane myśli. Może ktoś uznać to za swoisty ekshibicjonizm, ale mi łatwiej jest pisać niż mówić – paradoksalnie – bo przecież moja praca polega przede wszystkim na
mówieniu…
Czasami po prostu brak mi słów. Zwłaszcza w rozmowach prywatnych.
Chciałabym coś powiedzieć, ale nie umiem ich poskładać. Zachowuję się jak nieśmiała nastolatka, która woli milczeć, a już jak coś mówi – to jest to w połowie pozbawione sensu.

Ale po kolei.

Wróciłam szczęśliwie z Hiszpanii pod koniec sierpnia. Trochę czasu zajęło mi zebranie myśli.
To były moje 7 Światowe Dni Młodzieży i muszę przyznać, że nie spodziewałam się zobaczyć tego co zobaczyłam. Myślałam o tym, że będzie jak zawsze – na początku trochę bałaganu organizacyjnego, a potem jakoś pójdzie z górki.

Zobaczyłam rozdartą Hiszpanię pomiędzy krzyczącą z otchłani duszą, a świadomym jej niszczeniem. I zobczyłam młodych – choć poszukujących i często zdezorientowanych – to zorientowanych na konkretny system wartości. Cisza na Cuatro Vientos podczas adoracji Najświętszego
Sakramentu była wymowna. Przed chwilą podał deszcz, grzmiało, zamilkły mikrofony, z telebimów zniknęła wizja, nie wiadomo było co się dzieje – zwłaszcza dla tych, którzy przeżywali wieczorne czuwanie poza starym lotniskiem, B16 ukrywał się za czterema parasolami. Wszystko nagle
ucichło, gdy wprost – spod ziemi – wysunęła się przepiękna monstrancja z Toledo. A potem było mnóstwo ciszy. Nie wiem ilu nas było. Ktoś oszacował na półtora miliona – dlatego ta cisza była ta wymowna. Wymowne było również milczenie papieskie. W kluczowych momentach wyłączały się
mikrofony, nie mogliśmy usłyszeć papieskiego rozważania, gdyż ze względu na pogodę zmieniono scenariusz.
Rano okazało się, że burza i deszcz zniszczyły namioty z komunikantami przeznaczonymi na niedzielną mszę św. Myślałam, ze to żart słysząc poranne komunikaty, żeby po Komunię Św. pójść po mszy do madryckich kościołów. Można powiedzieć, że nieliczni przyjęli Komunię. Myślałam wtedy, że niewielu to zrobi po długim oczekiwaniu w pełnym słońcu w sobotę na wieczorne czuwanie, nocnej burzy, niedzielnym poranku, mszy św.
Trzeba było mieć w sobie wiele samozaparcia, żeby to zrobić. Już po Madryckim spotkaniu. Jakoś naszą TV nie ciekawiło co się tam działo. No – może oprócz wybryków nieprzychylnych papieskiej wizycie grup. Za dwa lata Rio de Janeiro. A ja zatęskniłam za ŚDM w Polsce. Dokładnie za Krakowem.
Ale cóż… Może się okaże, ze to nie tylko marzenie i że za 4 lata następne ŚDM zjawią się unas? Myślę, ze to bardzo by nam pomogło. Ten entuzjazm, spora dawka młodzieńczej radości i wkład naszej pracy w parafiach – mogłoby i nam samym pomóc. Przede wszystkim odkryć na nowo,
że Kościół to żywy organizm.

Ale dość na tym.

Za mną też kolejne nerwówki i rozczarowania w pracy. Nic nowego, prawda? Ostatnio bardzo często myślę o zmianach. Wręcz diametralnych.  Praca, mieszkanie, miasto, ludzi.
"Wsiąść do pociągu byle jakiego…"
Dzieje się we mnie coś dziwnego. Czuję się tak jakbym nie umiała się ogarnąć.  Z jednej strony chcę pójść na całość i brać całymi garściami, a z drugiej zachować się jak zawsze i uciec.
Tajemnicze co? Sama się dziwię co odkrywam w głębinach siebie. Jakbym próbowała na nowo zaprzyjaźnić się z sobą i dopuścić do głosu to wszystko, co gdzieś poupychałam w sobie. Czasami czuję się z tym jak z widokiem po burzy. Chaos, bałagan, strach, żal… Potrzebuję czasu. Muszę go sobie po prostu dać. Nawet jeśli przy porządkowaniu zastanie mnie sześćdziesiątka.
Nieważne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz