Październik.
Prawie wieczór.
Właśnie zachodzi słońce i mam cudowny widok. W dodatku w całym domu pachnie ciastem ze śliwkami. Robiłam po raz pierwszy ciasto z maślanką i musze przyznać, że dobrze smakuje.
Moja kuchnia znów czuje, że ma gospodarza, a ja nieśmiało usiłuję zatrzymać czas, którego ostatnio bardzo mi brakuje.
Jest tak spokojnie i cicho.
Mogę po prostu pobyć ze sobą.
Wyciszam swój rytm. Pomaga mi w tym ogromny kubek zielonej herbaty z pomarańczą.
Zielona herbata dobrze zaparzona to jest to. Ma taki łagodny i delikatny smak…
W pokoju już prawie ciemno, a resztki dziennego światła wpadają pomiędzy żaluzjami. Oprócz kilku wolniejszych godzin dzisiejszego dnia chciałabym zatrzymać tę cudowną końcówkę lata i początek jesieni.
Nie wyspacerowałam się jeszcze.
Chciałabym znów polubić drobiazgi, cieszyć się ze zwykłej szarości, którą przynosi codzienność, powrócić do siebie samej kiedy wszystko wydawało się prostsze.
Po niezłej lekcji i jeszcze lepszym laniu jakie niedawno dostałam od życia, uczę się od nowa przyjmować ludzi tak po prostu. Tak samo tych, którzy są tylko przechodniami, jak i tych, którzy zatrzymują się przy mnie na dłużej. Wiem, że dam radę znów to robić – będę tylko może odrobinę dojrzalsza.
Szukam na siebie sposobu na nadchodzący, jesienny czas, kiedy przyjdzie szybka ciemność i jeszcze później zacznie wstawać słońce.
Zrobiło się ciemno. Zapalam moją śmieszną lampę. Dzień zgasł. A gdzieś za oceanem budzi się dzień.
Może gdzieś, ktoś właśnie wita poranek?
Parzy kawę? Robi śniadanie?
Może kawałek placka ze śliwką na dzień dobry?
Więc znów… witaj świecie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz