wtorek, 18 października 2011

Drobiazgi

Sporo przerwy w pisaniu – pomógł temu dodatkowo tydzień spędzony na obczyźnie na wyjeździe służbowym.
Odwiedzałam Brukselę, a właściwie instytucje unijne wraz z kolegami i koleżankami po fachu.
Wyjazd ciekawy, po którym zrodziło mi się sporo przemyśleń na tematy ogólnoeuropejskie. Moze kiedyś do nich wrócę. Niech mi się poukładają w głowie.

Znowu dziś w nocy nie mogłam zasnąć. Turlałam się po łózku przytulając do poduszki, wsłuchując się w płacz dziecka za ścianą i w bicie swojego serca.

Nie wiem co ma w sobie ta jedyna noc w tygodniu. Bicie serca z niedzieli na podniedziałek zdecydowanie inaczej słychać. Nie wiem jak ono to robi, że potrafi napędzić się samo. Zaczyna tak nagle, szybko i mocno i pędzi, jak gdyby chciało pobić rekord świata w ilości uderzeń na sekundę i wyrwać się z mojego ciała gdzieś w przestrzeń. Nie potrafi się uciszyć, choć próbuję stosować różne sztuczki: liczę, modlę się, rozmawiam z nieznajomym przyjacielem…
Czasami jak uda mi się przysnąć, ten rozpędzony uderzeniami serca pociąg rozpędza się znów. Budzę się szybko i nie mogę znów się uciszyć.
Gdyby zliczyć ilość czasu poświęconego spaniu – wyszłaby z tego godzina, góra dwie.

W takie noce myśli same się myślą, modlitwy same modlą, dialogi same dialogują, pytania same pytają, wątpliwości się wątpliwią…
Nocne cienie sączące się przez żaluzje wciąż domagają się uwagi, spoza-okienny szum ulicy tylko napędza moją wyobraźnię.

Nie wiem dlaczego tak się dzieje. Chyba podświadomie odczuwam lęk przed nadchodzącym tygodniem. Pragnę zwyczajnego spokoju. Takiego, do którego można się bezpiecznie przytulić. Pozwolić poprowadzić.

Myślałam dziś w nocy o drobiazgach. O małych punktach na mapie wielkich rzeczy do zrobienia czy osiągnięcia. Często niewidoczne. Niedoceniane. Niedowartościowane. Takie powszednie i banalne. Tu czegoś zapomnę, tam coś odłożę na później, tu przełożę, tam nie dokończę, czegoś się boję…
Często się przez nie denerwuję i kompletnie nie zdaję egzaminu. Łatwiej mi dotrzymać kroku w rzeczach dużych niż małych, a podobno powinno być odwrotnie.

Drobiazgi, które doświadczam są różne – od przyjacielskiego uśmiechu jakiejś sprzedawczyni w sklepie aż po chamskie zachowania kierowców na ulicach. Jedne cieszą, inne złoszczą, jeszcze inne są tak obojętne, że prawie ich nie zauważam.

Myślałam wczorajszej nocy właśnie o takich drobiazgach, które przychodzą "pomimo".
Głowa zaprzątnięta "wielkimi sprawami" nie zwraca na nie uwagi.

Próbowałam jakoś ogarnąć dzisiejszej nocy właśnie owe drobiazgi, które mi się przydarzyły. Przypadkowe spotkania, które pozwalały cieszyć się wymianą myśli, wspólnie wypita kawa gdzieś w kuchni, znaleziony w kieszeni płaszcza nie noszonego od lat drobiazg kojarzony z moją babcią, w połowie pusty akt urodzenia przypięty do hipoteki, masa zapłaconych rachunków w teczce, spokojny piątkowy wieczór, szum pary przy prasowaniu, cisza niedzielnego poranka, zapach maślankowego ciasta z owocami, niemusowość mówienia, płacz dziecka za ścianą, nieoczekiwany dotyk, smuga zapachu za którym tęsknię od czasu do czasu, cisza telefonu, szorstkość wypowiadanego słowa, ból leżący na sercu…

Można wymieniać i wymieniać.

Dziękuję za drobiazgi, bo one stawiają mnie do pionu. Pozwalają patrzeć na świat inaczej. Mam nadzieję, że tylko czasami dam się zepchnąć w rutynę codziennym drobiazgom i niekończącym się sprawom do załatwienia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz