niedziela, 13 marca 2011

Okruchy przeszłości

Sprzątałam dziś – tak całkiem ogromnie.
Z mojego przepastnego pudełka znalezionego gdzieś na dnie szuflady wysypały się stare zapiski i wiersze. Myślałam, że gdzieś je zgubiłam, a one leżały sobie bezpiecznie tuż koło mnie i czuwały nad moim snem.

Jedno, kilka zdań…, jakiś wiersz…
Tyle wspomnień przewija mi się po głowie..

Oto kilka próbek.

Wieczór wspomnień…
Ech, to były czasy…
To był późny październik, wieczór, lata studenckie…
Siedziałam gdzieś w korytarzu czekając na ostatnie zajęcia.

–//–
Nie wszystek popiół
strącam z włosów
Nie wszystek kurz opada z powiek
Milczę
Przywołuję ciszę
surowego tchnienia
Kamień zapłakał
i boleśnie krzyczy
i woła z dna rozpaczy
i pęka
i rysę zostawia na twarzy


A to powstało gdzieś w okolicach marca. Też studenckie czasy. Pamiętam tylko, że było to po bardzo trudnej rozmowie o przebaczeniu…

Przepraszam
Przykro mi
że zawodzę cię pustką moich ścian
szarością tapet
rozbitym szkłem w oknach
szronem na podłodze
i głuchym wiatrem


A to zrodziło się kiedy jedna z moich koleżanek próbowała popełnić samobójstwo. Całkiem nieudane i naciągane jak się potem okazało. Ale się bardzo przejęłam.
Proza życia. Była sobie para, a on powiedział jej żegnaj…
Myślałam wtedy jak ja bym zareagowała, gdyby przydarzyła mi sie podobna sytuacja.

Podarunek
Daję ci różę
spójrz –
trochę woni
przykleiło się do mych rąk
byś mógł rozpoznać ten zapach
spośród setek innych
gdy wrócisz
w poszukiwaniu pokoju

No dobra. Wystarczy.
Bo jeszcze chwila a trysnę fontanną łez przez jeden wiersz, na który właśnie patrzę. Może kiedyś opowiem o nim i o sytuacji, dzięki której powstał...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz