czwartek, 21 lipca 2011

Kataklizm w sercu

Wczoraj mieliśmy u nas prawdziwy kataklizm. Istny armagedon. Ciemności o 17.30, ściana deszczu, burza, poza miastem grad.
Pobojowisko po tym zjawisku wyglądało przerażająco. Zrujnowane dachy wszędzie woda, wywrócone drzewa i ludzki żal i załamywanie rąk. Tragedia. Zwłaszcza że zginęła młoda dziewczyna.

Patrzyłam dziś rano na obrazki w telewizji, nieudolne opowieści reporterów nadających z miejsc kataklizmów z całej Polski i myślałam o kruchości ludzkiego losu.

Trudnimy się zbieractwem, gromadzimy rzeczy, budujemy swoje zamki. Wystarczy chwila, żeby to wszystko co mamy obróciło się w proch. Dobrze, że są obok inni, którzy pomogą. Będą zbierać pieniądze, gromadzić środki czystości, pomogą podnieść się na nogi. Powoli wszystko wróci do normy.
Patrząc dziś na informacyjny poranek w jednej z telewizji nie mogłam oprzeć się wrażeniu robienia – niestety po raz kolejny – taniej sensacji z ludzkiego bólu. Zwłaszcza w miejscu, gdzie zginęła młoda dziewczyna przygnieciona dachem.

Myślę o szerokości ludzkiego serca i duszy, które na swój sposób przeżywają kataklizmy, dramaty, stratę bliskich, cierpienie. Co dzień rozgrywa się dramat łamanych serc, obrzydliwych manipulacji, kłamstw, gwałtów zadawanych sumieniu, pozostawionych samym sobie ludzkich dusz, zatruwania ich rozmaitym jadem, dzielenia, rządzenia nimi.
Harmageddon i kataklizm. Nie obejrzymy tego w telewizji. Żaden z reporterów nawet mruczeć na ten temat nie będzie umiał.
Kto się za tym wstawi? Za człowiekiem i często poplątanymi ścieżkami jego życia? Kto zwróci im utraconą godność? Kto da im nadzieję?

Myślę o rozpaczy, w którą popycha się zostawionego samemu sobie człowieka. Myślę o tym, że na co dzień nie zdajemy egzaminu z ludzkiej życzliwości i otwartości.

Myślę o tym, że bardzo wiele rzeczy musimy się jeszcze nauczyć, a najbardziej tych, które związane są z ludzkimi uczuciami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz